poniedziałek, 23 listopada 2015

Leszek Aleksander Moczulski - Potwierdzam: i ja dzisiaj żyję

POTWIERDZAM

Potwierdzam: skały są na stałym miejscu,
chmurami niebo się okryje.
Radość rozsadza smutku chwile.
Potwierdzam: i ja dzisiaj żyję.

Potwierdzam: istnienia sens układam,
myśli, zagadek jest aż tyle.
Chce mi się śpiewać, chce mi się milczeć.
Potwierdzam: ja dziś żyję.

Potwierdzam: w moim późnym wieku
śmierć krząta się , lecz serce bije.
Ziemia łaskawa wręcz pragnie pieszczot.
Potwierdzam: jeszcze dziś ja żyję.

Sezamie, otwórz się, ja wołam,
niech skarby duszy ktoś mi odkryje.
Potwierdzam: mam nadzieję.
Potwierdzam: ulicą idę, więc dziś żyję.

MÓWIŁAŚ: KOCHAM SKOWRONKI

Mówiłaś: "Kocham skowronki
na polach, nad polami
To wszystko co nam śpiewa
za nami i nad nami
One stoją w powietrzu
wysoko pod chmurami
one spadają z nieba
z wiatrami, z obłokami..."

Mówiłaś: "Kocham skowronki
na polach, nad polami
To wszystko co nam śpiewa
za nami i nad nami
One pilnują nieba
i pola tuż nad miedzą
O resztę się nie pytaj
bo one ci — powiedzą..."
Cała jesteś w skowronkach
śpiewają twoje włosy
śpiewa twoja sukienka
i pantofelek biały

Leszek Aleksander Moczulski ur 1938 w Suwałkach, polski poeta, autor tekstów piosenek



sobota, 7 listopada 2015

Goethe Johann Wolfgang - to wiatr mój synku, to wiatru głos, szeleści olcha i szumi wrzos..


KRÓL OLCH

Noc padła na las, las w mroku spał,
Ktoś nocą lasem na koniu gnał.
Tętniło echo wśród olch i brzóz,
Gdy ojciec syna do domu wiózł.

- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?
Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
- To mgła, mój synku, albo sen.

"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
Złotolitą chustkę dam ci do rąk".

- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
To król mnie wabi, to jego śpiew.
- To wiatr, mój synku, to wiatru głos,
Szeleści olcha i szumi wrzos.

"Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las,
Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd.
Moje córki nucąc pląsają na mchu,
A każda z mych córek piękniejsza od snu".

- Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew
Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew?
- O, synku mój, to księżyc tak lśni,
To księżyc tańczy wśród czarnych pni.

"Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!"
- Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu,
Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. -

Więc ojciec syna w ramionach swych skrył
I konia ostrogą popędził co sił.
Nie wiedział, że syn skonał mu już
W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz. 


Goethe Johann Wolfgang

Tymoteusz Karpowicz - więc całujmy rzeczy znikome

Czarodziejska góra
Nie powtórzą się
niebo zapisane skrzydłem ptaka
drzewo z okrągłym echem w środku
cierpliwość palta i bunt iskry
pierwsza podróż płonącego łóżka
pierwsza rzeka z włosami Ofelii –
nie powtórzą się w naszym
kieszonkowym życiu
są wytrwałe w znikaniu
tak jak my w jawności
więc całujmy rzeczy znikome:
brzózki nóg białe nietoperze dłoni
bramy oczu skąd się wychodzi
z dzwonkiem w sercu lub z toporem w mózgu
lazurowe konie brodzące po wodzie
powietrzny przepływ wszystkich oczu ziemi
Mefisto nie kuś nas nieśmiertelnością
Weź ten listek do włosów i obłok do ręki –
to one są nietrwałe to one znikają
a my patrzymy na to z wielkiej srebrnej góry
Cisza
Cisza ssie ziemię –
W wypatroszonym bębnie wąwozu
schną korzonki echa
niedostateczne by odżywić
nawet jeden oddech
Przerażony
chwytam za ręce:
ludzie oddychajmy
oddychajmy choć nie swoją siłą
żyjmy chociaż nie swymi sercami
Kiedy kamienie budzą się i płyną
w niebie zamiast ptaków –
poruszajmy choć nie swym ramieniem
byle drżało wokół nas powietrze

Tymoteusz Karpowicz (1921 wieś Zielona pod Wilnem - 2005 ) polski poeta, prozaik, dramaturg






Piotr Matywiecki - W mojej baśni jest wszystko, co znam z marzenia i z użycia

"Morał"

Znaleźć się w takiej baśni
kóra nie ogłuszy mnie fikcją
i nie dobije rzeczywistościa -
i żeby było mi wolno
wyjąć z tej baśni chociaż jedną rzecz
 magiczną i prawdziwą.

Wybiorę buty - pójdą i wrócą.
Ale się ostoją.

Wybiorę książkę - da się przeczytać i zapomnieć.
Ale się przemyśli.

Wybiorę nóż  - zabije i oczyści się z krwi
I podda się sądowi.

Wybiorę  łopatę - zakopie.
Usłuży ziemi.

W mojej baśni
jest wszystko, co znam
z marzenia i z użycia.

Tylko siebie nie będę umiał z niej wyjąć.
Nie potrafię marzyć o sobie
i być sobie przydatnym.

Piotr Matywiecki - ur 1943  polski poeta, krytyk literacki, eseista

Znalezione obrazy dla zapytania piotr matywiecki

piątek, 6 listopada 2015

Mieczysław Jastrun - Już obcy sobie, już inni, dalecy, nie poznajemy własnych rąk i twarzy

"Spotkanie w czasie" (fragmenty)

XI

Ciebie przypomnieć, nazwać ciebie,
Jak pierwszą, drżącą gwiazdę, która...
Jak gwiazdę na wieczornym niebie,
Zanim ją zgasi chłodna chmura.

Przesłonił czas twą postać lotną,
Schodzącą w kręgi zapomnienia,
Jak cień odcięty od istnienia,
Cień rzucających — tak samotną.

Możeś już w mroku zapomniała
O kształcie swym, o życiu, które
Jak nagły krzyk wyprute z ciała
Spłynęło w groźnej krwi purpurę.

XII

Czyś jest tak cicho nienazwana,
Tak bezszelestnie nieujęta,
Że nawet rąk twych nie pamiętam,
Kiedy spływały na kolana?

Wyrosłaś z dziecka, tak jak drzewo
Wyrasta nieświadome mocy,
Co napełniła je dojrzewa
Lipcowych, granatowych nocy.

Jak gdybyś nigdy nie istniała,
Wyszłaś z młodości swej ogrodu,
I ciepły przepych twego ciała
Owiała śmierć oddechem chłodu.

I coraz szybciej, głębiej, dalej
Odchodzić będziesz pełna cienia
Nieskończonością czarnych alej,
Szumiących wiatrem zapomnienia.

XIII

Już nie dziecko, jeszcze nie kobieta,
Drzewko ledwie... owocujące...
Krew wzdłuż ramion spłynęła jak słońce,
Jak melodia zamknięta w dwóch fletach.

Jak muzyka, muzyka daleka,
Światłem przeszłaś poprzez szkło tęczowe,
Przeszumiałaś w szumiącą dąbrowę,
Szat szelestem wionęłaś jak rzeka.

Przestrzeń pusta na długość postaci
Pozostała w powietrzu po tobie —
Ale czas... czy to drzewo w żałobie,
Które co dzień schnie i liście traci?

Śmierć któż śpiewa? Czarne fletu usta,
Zatrzaśnięte dla nas, śpiewające
Śpiew wymiarów... których fale drżące
Odbijają niewidzialne lustra.

XV

Nikt nie wypowie okrucieństwa czasu,
Tej wody ciemnej, co wszystko pochłania.
Niechętni bliskiej chwili pożegnania,
Wśród dni błądzimy jak w ciemnościach lasu.

Nie to, że w chłodnej chmurze niepamięci
Gaśnie niedawny pożar, nawet nie to,
Że jako drzewa siekierą dnia ścięci
Leżymy z nocą jak z obcą kobietą,

Lecz to, że ręce nasze pełne chłodu
Czas odrąbuje, oślepia źrenice...
Wieczyście drżący z pragnienia i głodu,
Patrzymy w siebie jak w złą tajemnicę.

Już obcy sobie, już inni, dalecy,
Nie poznajemy własnych rąk i twarzy,
Tylko śmierć piękna jak usta kobiety
Wszystkimi nieba gwiazdami się żarzy.

Czy cię naprawdę kochałem, nie inną,
Nie wiem — naprawdę czy kiedy cierpiałem?

Mieczysław Jastrun - (1903 -1983) polski poeta reprezentujący lirykę refleksyjno-filozof i moralistyczną , tłumacz poezji rosyjskiej, francuskiej i niemieckiej (m.in Rilke'go)




środa, 4 listopada 2015

Adam Asnyk - Jednego serca! Tak mało mi trzeba.. a jednak widzę że żądam zbyt wiele.

"Jednego serca, tak mało, tak mało"

Jednego serca! tak mało, tak mało
Jednego serca trzeba mi na ziemi,
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.

Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami moimi,
I oczy dwoje, gdzie bym patrzył śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętymi!\

Jednego serca i rąk białych dwoje,
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba.

Jednego serca! Tak mało mi trzeba ...

A jednak widzę, że żądam za wiele!

Z podróży Dunajcem

Już jasny księżyc na wodospadzie 
Haftuje srebrem strumienia bieg, 
I fala, co się do snu nie kładzie, 
Lekko potrąca o skalny bieg! 

Już ciemne lasy drzemią w oddali, 
Szemrząc modlitwy wieczornej chór; 
Dalekie echa głuchną na fali 
I we mgłach toną podnóża gór. 

Łódkę do drogi strumień kołysze 
I pianą rosi nadbrzeżne mchy - 
Płyńmy więc w ciemność i nocną ciszę, 
W krainę cudów, marzeń i mgły. 

Głowę swą oprzyj na mym ramieniu 
I do księżyca obróć swą twarz 
I oświecona w bladym promieniu 
O widmie szczęścia dumaj i marz! 

Ja będę śledził na twojej twarzy 
Przelotnych marzeń ruchomą nić 
I będę myślał: "Jak pięknie marzy..." 
I zwolna zacznę o tobie śnić. 

A tak cię sen mój sercem odmieni, 
Że mi wykwitniesz, jak biały kwiat, 
Pełen miesięcznych, drżących promieni, 
Rzucony ze mną w fantazji świat. 

I będę mniemał wtenczas wpółsenny, 
Że na twych marzeń tęczowym tle, 
Widzę uczucia odblask promienny 
Płynący ku mnie na srebrnej mgle... 

A kiedy jeszcze fala zdradziecka 
O kamień naszą potrąci łódź, 
To ty z przestrachem trwożnego dziecka 
Na mnie wzruszone spojrzenie rzuć! 

I do mnie bliżej pochyl się cała 
I ujmij silniej braterską dłoń, 
Ja będę myślał, żeś ty zadrżała 
W mojego serca spojrzawszy toń... 

A kiedy dalej wypłyniem zwolna 
Na wód leniwych spokojny szlak, 
Może pomyślę, żeś kochać zdolna 
I że mi łezkę rzucasz na znak! 

Więc płynąc znowu w girlandach piany, 
Co się roztrąca o progi skał, 
Wyszepnę przez sen, żem zakochany

I żem ci serce na wieki dał. 

Tak rozmarzeni oboje ciszą, 
Pijąc tęsknotę i nocny chłód, 
Wymienim słowa, które usłyszę 
Fale i duchy leniwych wód. 

I w księżycowych blasku promieni, 
Rwąc kwiaty marzeń na srebrnej mgle, 
Uwierzym, żeśmy sercem złączeni 
W pierwszej miłości rozkosznym śnie.

Lecz gdy przybijem wreszcie do brzegu, 
Rzucając miejsce czarownych scen, 
Wtenczas o dobrym myśląc noclegu, 
Poznamy wkrótce, że to był sen!


__________________________

Żyć to nie znaczy iść przez róże
sięgać po laury, zbierać oklaski
żyć to znaczy przetrwać wszystkie burze
i dotrzeć tam gdzie świecą ideałów blaski


Adam Asnyk - (1838 Kalisz - 1897 Kraków) - polski poeta i dramatopisarz, w czasie powstania styczniowego  członek Rządu Nardowego



Charles Baudelaire - Mécontent de tous et mécontent de moi

À une heure du matin


Enfin ! seul ! On n’entend plus que le roulement de quelques fiacres attardés et éreintés. 
Pendant quelques heures, nous posséderons le silence, sinon le repos. 
Enfin ! la tyrannie de la face humaine a disparu, et je ne souffrirai plus que par moi-même.
Enfin ! il m’est donc permis de me délasser dans un bain de ténèbres ! 
D’abord, un double tour à la serrure. Il me semble que ce tour de clef augmentera ma solitude et fortifiera les barricades qui me séparent actuellement du monde.
Horrible vie ! Horrible ville ! 

Récapitulons la journée : avoir vu plusieurs hommes de lettres, dont l’un m’a demandé si l’on pouvait aller en Russie par voie de terre (il prenait sans doute la Russie pour une île) ; avoir disputé généreusement contre le directeur d’une revue, qui à chaque objection répondait : « — C’est ici le parti des honnêtes gens, » ce qui implique que tous les autres journaux sont rédigés par des coquins ; avoir salué une vingtaine de personnes, dont quinze me sont inconnues ; avoir distribué des poignées de main dans la même proportion, et cela sans avoir pris la précaution d’acheter des gants ; être monté pour tuer le temps, pendant une averse, chez une sauteuse qui m’a prié de lui dessiner un costume de Vénustre ; avoir fait ma cour à un directeur de théâtre, qui m’a dit en me congédiant : « — Vous feriez peut-être bien de vous adresser à Z… ; c’est le plus lourd, le plus sot et le plus célèbre de tous mes auteurs, avec lui vous pourriez peut-être aboutir à quelque chose. Voyez-le, et puis nous verrons ; » m’être vanté (pourquoi ?) de plusieurs vilaines actions que je n’ai jamais commises, et avoir lâchement nié quelques autres méfaits que j’ai accomplis avec joie, délit de fanfaronnade, crime de respect humain ; avoir refusé à un ami un service facile, et donné une recommandation écrite à un parfait drôle ; ouf ! est-ce bien fini ?
Mécontent de tous et mécontent de moi, je voudrais bien me racheter et m’enorgueillir un peu dans le silence et la solitude de la nuit. Âmes de ceux que j’ai aimés, âmes de ceux que j’ai chantés, fortifiez-moi, soutenez-moi, éloignez de moi le mensonge et les vapeurs corruptrices du monde, et vous, Seigneur mon Dieu ! accordez-moi la grâce de produire quelques beaux vers qui me prouvent à moi-même que je ne suis pas le dernier des hommes, que je ne suis pas inférieur à ceux que je méprise !
Charles Baudelaire, Petits poèmes en prose, 1869