środa, 30 września 2015

Robert Lee Frost - że ci nie został nikt prócz Boga

Nie został nikt

Gdzie już słyszałem tak zmieniony
Wiatr, jego nagle głębsze tony?
I co wiatr pojmie z mego stania
W tych narowistych drzwiach, z trzymania
Klamki, z patrzenia na spieniony
Brzeg? Koniec lata; koniec dnia.
Chmurom ściemniały sine dna.
Wir liści wzbił się z jednej strony
Spróchniałych schodków; chce mnie chyba
Pacnąć w kolano, ale chybia
I tylko syczy: już nikomu
Nie tajna twoja tajemnica;
Wieść o tym, że sam jesteś w domu,
Wiatry obniosły już po drogach;
Że jesteś sam we wnętrzu życia,
Że ci nie został nikt prócz Boga.

Szczęście nadrabia krótkość trwania wysokością wzlotu

Och, świecie burz i gwałtów:
Dni, kiedy twoich kształtów
W swój całun szarobury
Nie otulały chmury
I mgły, kiedy w ogóle
Olśniewającą kulę
Słońca dostrzec się dało —
Tych dni było tak mało,
Że nie wiem, skąd właściwie
Wziął mi się i czym żywię
Mój zmysł ciepła i światła.
Odpowiedź nie jest łatwa,
Lecz wiązać to się mogło
Z kryształową pogodą
Pewnego dnia — jednego —
Gdy wstało czyste niebo
I tę czystość poranną
Doniosło nie zbrukaną
W zmrok. Niby jasnym piętnem,
Naznaczył mnie swym pięknem
Dzień bez skazy i ujmy,
Przez nas tylko podwójnym
Raz przekreślony cieniem,
Gdy przez kwiatów płomienie
Przeszliśmy z izby wnętrza
W las, gdzie samotność głębsza

Ku ziemi

Miłość tykała ust młodych
Tak czule, że aż niebezpiecznie;
Zbyt gęsta była jej słodycz:
Żyłem powietrzem,

Płynącym od skrytych wonności,
Powiewem — niech mi się przypomni
Ta woń ze wzgórz — winorośli
W zmierzch nieprzytomny?

W zawrocie, w bólu głowy
W zapach bzów nurzałem się nocą,
Skrapiany ich miodem liliowym,
Strząśniętą rosą.

Łaknąłem słodyczy, lecz smak ten
Tylko wtedy ostro odurzał:
W młodości — już samym płatkiem
Kłuła mnie róża.

Dziś — smak radości jest inny:
Musi w nim być szczypta soli,
Bólu, znużenia i winy;
Dojrzałość woli

Zaschły ślad łez, tę gorycz
Po tak wielkiej, że ciężkiej miłości;
Smakuje jej cierpkość kory
I dymny goździk.

Gdy, sztywny i obolały,
Cofam zdrętwiałe ramię,
Na którym się opierałem,
Półleżąc w trawie,

Ten ból to za mało jeszcze,
Ten ciężar to wciąż nie dość wiele:
Chcę szorstką ziemi powierzchnię
Czuć w całym ciele.

Jedwabny namiot

Ona jest jak jedwabny namiot na równinie,
W letnie południe, kiedy wiatr ciepłym przelotem
Osuszył rosę, kiedy naprężenie linek
Słabnie i podmuch lekko kołysze namiotem,
A wysmukły maszt z cedru, jego pion najdłuższy
(Centralny filar, lecz i szpic mierzący w niebo:
Jest w tym jakaś symbolika pewności duszy)
Stoi tak, jakby mógł nie zawdzięczać niczego
Tym czy innym wiązaniom — raczej luźne więzi
Łączą go tysięcznymi jedwabnymi nićmi
Miłości i uwagi ze wszystkim, co więzi
Obwód Ziemi — i tylko mu powiew kapryśny,
Który w letnim powietrzu tkaninę napina,
O tym, że więzi są więzami, przypomina.

Robert Lee Frost (1874-1963)



John Keats - Już znowu z tobą! Czuła jest noc,


Oda do słowika
I

Boli mnie serce, poraża senna drętwota
Zmysły, jakbym cykutę pił lub z szumowiną
Do dna makowy jakiś spełnił opiat;
Chwila jeszcze i w Lety odmętach zaginę.
Twe szczęście zlewa na mnie nadmiar szczęścia;
Nie zazdroszczę ci szczęścia, o szczęście wcielone,
Bo ty, skrzydłami unoszona Driado drzewa,
Gdzieś w melodyjnej gęstwie
Zieleni buków, wśród cieni niezliczonych
Lato pełnym gardziołkiem dzisiaj śpiewasz.

II

O, pragnę haustów wina z najlepszego zbioru,
Które przez lata w chłodnej pieczarze dojrzewa;
Zielenią pól, weselem słońca i rozkoszą Flory,
Tańcem, prowancką piosnką w ustach śpiewa!
O, skwarnego Południa pragnę pełnej czary
Z Hippokrene dziewiczej napojem różanym,
Co paciorkiem bąbelków u brzegu się pieni
I usta purpurą plami.
O, wychylić ją, światu wzrok odjąć sterany,
By wraz z tobą zaniknąć pośród lasu cieni.

III

Zaniknąć gdzieś w oddali, zapomnieć do końca 
O tym, czego nigdy nie znałeś wśród liści;
To zgryzota, znużenie, paląca gorączka
Tu, gdzie jęk ludzki w każdych ustach już się ziścił,
Gdzie siwizna i drżączki starczej w krąg niepokój,
Gdzie młodość wzrasta blada, wątła i umiera,
Gdzie wystarczy pomyśleć, by zaznać boleści 
W ołowianym rozpaczy oku,
Gdzie blask oczu Piękna tak szybko zamiera,
A Miłość nowa w dniu jutrzejszym ich nie pieści.

IV

O, dalej i wciąż dalej! Niesie mnie do Ciebie
Nie rydwan Bachusa pośród lwich zastępów,
Lecz skrzydła niewidzialne poezji na niebie,

Choć się temu opiera, wzdraga umysł tępy.
Już znowu z toba . O, czuła jest noc,
Trafem Królowa - Luna zasiadła na tronie
W orszaku swoich dwórek – gwiezdnych wróżek.
Lecz tu blask gaśnie
Tylko firmament poświatą przewiewa
Ponurą zieleń i omszałe dróżki

V

Nie widzę jaki kwiat pod nogi mi się ściele,
Ani jakie kadzidło z gałęzi się zwiesza;
W ciemności balsamicznej znajdę darów wiele,
Które wraz z pór obrotem przynosi ten miesiąc
Trawie, gęstwinie krzewów, owocowym dziczkom;
Oto głóg pobielały, wiejska eglantyna, 
Nad fiołkiem, co przemija, liściasta zasłona;
I Maja najstarsza dziedziczka,
Róża rozkwitająca pełna rosy wina,
Szemraniem muszek w letni wieczór nawiedzona.

VI

Gęstnieje mrok, ja słucham. O, ileż to razy
Tak cicho jak kochankę czułą śmierć wzywałem
Pieszczotą imion, rymem, co wiąże wyrazy,
By mój oddech spokojny rozłączył się z ciałem:
Teraz umierać pora w najmroczniejszym cieniu;
Chcę sczeznąć o północy bez męki konania,
Kiedy ty duszę swoją wyśpiewujesz wzniosłą
W spełnionym zachwyceniu!
Ty rekwiem będziesz śpiewał, a mnie do słuchania
Uszu nie starczy darnią zieloną zarosłych.

VII

Nie dla zgonu zrodzoneś, nieśmiertelne Ptaszę,
Pochód głodnych pokoleń z pyłem cię nie zmiesza;
Tej pieśni, której słucham, gdy noc mija w czasie
Za dawnych dni wysłuchał i trefniś, i cesarz.
Może to pieśń ta sama, która się przedarła
Do Rut smutnego serca, gdy chora z tęsknoty 
Stała wśród zbóż jej obcych z okiem od łez mętnym?
Może na pieśni tej się wsparła
Magia, otwierająca okna na grzywaczy zwroty
Mórz groźnych zagubionych w krainach zaklętych?

VIII

Zagubiony! To słowo mnie jak dzwon przyzywa
Od ciebie do mnie, w zamkniętej jaźni świat.
Żegnaj! Fantazja siłą prawdy nie porywa,
Wbrew sławie swej nie zmyli mnie zwodniczy skrzat.
Żegnaj, już żegnaj! Twój tęskny hymn przycicha,
Gaśnie za łąką, nad sennym strumieniem.
Za wzgórza zboczem już spoczywa w grobie 
I poza ciszą nic nie słychać.
Byłże to sen na jawie? Byłoż to widzenie?
Umknęła pieśń. A teraz czuwam czy śnię sobie?

Autor: John Keats











John Keats  (1795-1821)



wtorek, 29 września 2015

Stanisław Barańczak - Bo tylko ten świat bólu, tylko ta kula spłaszczona w lodowatym imadle,

Bo tylko ten świat bólu

Bo tylko ten świat bólu, tylko ta
kula spłaszczona w lodowym imadle,
wychłostana burzami, łamana kołami
południków, trzeszcząca w granicach
grubymi nićmi szytych, tylko ta
cienka skóra skorupy ziemskiej, popękana
rzekami, wydzielająca z siebie po mórz słonych
między ciosami lawy i ciosami słońca,

bo tylko ten świat bólu, tylko to
ciało w imadle ziemi i powietrza,
wychłostane kulami, łamane wpół ciosem
pięści, trzeszczące pod pałką
w kostnych szwach czaszki, tylko ta
cienka skorupa skóry ludzkiej, popękana
krwawo, tocząca z siebie słone morza potu
pomiędzy ciosem narodzin i śmierci,

bo tylko ten świat bólu; bo tylko ten świat
jest bólem; bo światem jest tylko ten ból. 

Stanisław Barańczak (1946 - 2014)


czwartek, 24 września 2015

Wiersze nieznanych autorów

"Żeglowali"

Żeglowali przeciw prądom tych czasów
zbliżającego się końca
czasów bezlitosnych
wyczerpujących się w daremnym trudzie
zepchnięcia ich łodzi
na pustynię rozczarowania i zapomnienia

________________________________

"Nie podchodź blisko"

Nie pytaj czemu słowa zamykam w garstce milczenia,
ty wiesz ile jest we mnie liści i deszczu
ze wszystkich alei świata
skąd nawet ptaki nie wracają szczęśliwe

Nie podchodź blisko
mam jeszcze na sobie ciemność kolczastych traw
jeszcze rdza kasztanów śni mi się po nocach,
jeszcze ptak spóźniony kołuje w pamięci
jeszcze słyszę wysoki śpiew topoli całującej niebo

__________________________________________

"Sposób na życie"

Z palcem nocy na ustach wymyślam sposób na życie,
nieprzespaną noc łatam resztką świtu

Wełnistym zmierzchem uszczelniam skórę
przed hałaśliwym światem.

Jeśli to koniczne potrafię stracić pamięć
w kolejnych wydaniach czasu.

Nie wiem tylko co zrobić z garstką strachu,
w której zamykam dzień.

_________________________________________

"Tobie.."

Tobie las lisich lśnień pełen
i wiekuiście żywa obecność mitycznych zwierząt

Tobie pienista szorstkość kamieni
w kruchą od upału noc

Tobie pełnia jarzębin
i skradzione Izerom obłoki

__________________________

"Znów"

Znów choruję na twoją nieobecność
piszę listy bez adresu do przyjaciół, których nie mam

Bezdomny wiatr zagląda nocą w okna
i tłucze pięściami w serce

_________________________

"Powrót"

Wróciłam z podróży dookoła świata
teraz w kąpieli świateł zmywam z siebie
kurz nieszczęść i drobny pył żalu

Zamykam się na sto kluczy
zardzewiałych od smutków
w środku nocy pękają wieka pamięci
a kamień pod sercem rośnie coraz większy.

__________________________________





czwartek, 17 września 2015

Cyprian Kamil Norwid - Coś ty Atenom zrobił Sokratesie

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,
Że ci ze złota statuę lud niesie,
Otruwszy pierwej?.....


Cyprian Kamil Norwid (1821 Głuchy - 1883  Paryż)

Shelley Percy Bysshe - O, ja nieszczęśliwy! Ból, cierpienie, cierpienie na zawsze

O, ja nieszczęśliwy! Ból, cierpienie, cierpienie na zawsze.
Nigdy zmiany, ulgi, żadnej nadziei!
A jednak przetrwam

Ach czuję zapach życia! Niechaj spojrzę w jego oczy.


Shelley Percy Bysshe

niedziela, 13 września 2015

Jan Kasprowicz - Swobodna jest moja dusza, nikt jej skrępować nie zdoła


                    "Swobodna jest moja dusza"
Swobodna jest moja dusza,
Nikt jej skrępować nie zdoła,
Miłujeć ona swe skrzydła,
Cześć żywi dla swego czoła.

Czy loty jej górne, czy niskie,
Czy nieba, czy ziemi jest bliżej,
Nigdy na żaden się ukaz
Nie ugnie i nie poniży.

Nie władnie tu żadna potęga
Nad jej wieczorem czy ranem,
Sama jest sobie monarchą,
Sama jest sobie kapłanem.

Swój własny ma ona kościół,
Królestwo swe osobiste,
Parafian ma i poddanych
Wielce dobraną listę.

Swych praw świadoma i dzierżaw,
Nieraz i w pychę porasta,
Myśli, że nie ma już nad nią
Swobodniejszego własta.

A przecież bywają chwile -
O sił tajemnych przymierze! -
Iż coś ją więzi i pęta,
Coś ją na arkan bierze.

Nasturcje, co w naszym ogródku
Puściły kiełki i rosną,
W raba zmieniają mą duszę
Potęgą swą bezlitosną.

Kwiat złotogłowia, co właśnie
Dziś zakwitł nam w całej ozdobie,
Każe mej duszy po cichu
Położyć skrzydła po sobie.
                    Ten kret tu, co pod korzeniem
                    Tych maków przyziemnych ryje
                    Przymusza ją jak poddankę
                    Bezwolną ugiąć szyję.
Ta wrona, co dla swych piskląt
Chleb nam ze stołu kradnie,
Potrzebę i rozkosz niewoli
Budzi w jej sercu na dnie.

I dusza ma, wielce posłuszna,
O prawa się swoje nie pyta,
Z podwiązanymi skrzydłami
Stoi w podziwie jak wryta...

Swobodna jest moja dusza,
Nikt jej uniżyć nie zdoła,
Ale są chwile, gdzie kornie
Musi pochylać czoła.
 Jan Kasprowicz (1860  Inowrocław- 1926  Poronin)


Roman Honet - Promień - Znowu cię ujrzę i przylgnę do ciebie...

PROMIEŃ

Pora śpiewu nad lasem orlej, nad zatopioną kopalnią
jak opadanie w powolny o stromy śnieg
tak śpiewaliśmy

czekaj na mnie , a przyjdę, powrócę po przytulenie, po świat,
znowu cię ujrzę i przylgnę do ciebie
jakby nie było między nami straty
jakby nie było, nie minęły lata

obok nas biegli czyściciele zwłok
jak hokeiści na stoku srebrnej góry

słońce skradzione z parku o zachodzie,
leżało w bruździe na śniegu, zepsute

wył w nim pies łańcuchowy, mój promień
moja kołyska w jego wrzącej sierści



MOJE POLUBIENIA

jeśli lubiłem dzieci to te najbiedniejsze,
przybliżone do kałuż, stojące w gliniankach, skąd oglądały przejeżdżające traktory
sierpówki na drucie telefonicznym.
Nie dbając o to czego życie im pożałowało:
dotyku starych atlasów
brzmienia słów w udziwnieniu
lekkiego wibrowania fletu
albo strun, malarstwa,
nie skąpiło brudu,
jeśli lubiłem brud, to nieplanowany, podobnie jak nagle pada plama na ubranie.
Kiedy się trumna nie mieści do grobu, trzeba pchać -
a wtedy zwykle żałobnicy płaczą przez wzgląd na sam dźwięk, a nie brak obszaru.
Inaczej: lubiłem najbiedniejsze dzieci,
bo nie przyniosły mi nic  oprócz smutku i ciszy,
dlatego również polubiłem brud:
teraz nim pluj, wulkanie, nadaj im imiona


Roman Honet ur 1974 - polski poeta, laureat (ex equo z Jackiem Podsiadło)  nagrody poetyckiej im W.Szymborskiej za 2015




Julia Hartwig - Próby - Aby nie zastygnąć w samotności wychodzi na ulicę

PRÓBY

Aby nie zastygnąć w samotności wychodzi na ulicę
staje na rogu zapala papierosa
widzi przejeżdżające auta
przebiegające w chłodzie młode pary
i odkrywa za każdym razem: E pur si muove!
Wraca do domu, już zapomniał po co wyszedł
znowu smakuje mu samotność.

Julia Hartwig ur 1921 Lublin - eseistka, poetka i tłumaczka literatury pięknej

Piotr Piaszczyński - Znowu mam kota sąsiadów za gościa imieniem Rabuś

SAM

Znowu mam kota sąsiadów za gościa, imieniem Rabuś;
częstuję go wędzonym pstrągiem.

Prócz niego z własnej woli wpada mało kto.
Na starość odjazd w pustelnictwo?

Nie dramatyzujmy: bywa tu listonosz, roznosiciele reklam,
apokaliptyczni Świadkowie Jehowy...

Jak na pustelnię całkiem spory ruch

Dzwoni telefon z propozycją gry na loterii.
By z kimś pogawędzić długo tłumaczę, że nie mam szsczęścia.

Piotr Piaszczyński ur 1955


sobota, 12 września 2015

Tomasz Jastrun - Gdyż nie ma większej rzeźni niż pamięć

Przebudzenie bez ciebie

Na porannej pościeli
Zapach perfum
Jakby przez noc wyrosło
Białe pole konwalii

Ciebie już nie ma
Całe są tylko oczy
Osobno fragment biodra
I stopa

Gdyż nie ma większej rzeźni
Niż pamięć

Niespotkanie

Nawet nasze niespotkanie
Ma już tylko ślady dawnej urody
Biegnie tym śladem mój pies
Kulejąc na obie nogi

Miejsce gdzie nadaremno czekam
Porosło szczeciną brody
Marszczy się skóra
Nie przytulonego policzka
Zapach twoich włosów
Osiada kurzem
Na nie narodzonych liściach

Stoję przy umówionej ulicy
Już tyle lat
I nadal czuję w ustach
Smak nie pocałunku

I widzę oczekiwanie które się dłuży
Jak czarna skórzana rękawiczka
Która wypada z okna domu
Gdzie od lat nikt już nie mieszka

Tomasz Jastrun


Tomasz Jastrun

środa, 9 września 2015

Tadeusz Żeleński-Boy - Byle chciał tylko, znajdzie szczęście człowiek

ROZKOSZE ŻYCIA

Wszystko dziś biada: "lepiej wcale nie żyć" i pesymizm słychać zewsząd jęk:
A jednak, państwo zechciejcie mi wierzyć, życie jest piękne, życie ma swój wdzięk;
Umieć je cenić to pierwsza zaleta, nie żądać więcej, niż nam może dać;
Wówczas, braciszku, jak mówi poeta, garściami rozkosz zewsząd będziesz brać!

Choć wszystko wezmą ci losy przeciwne, pociechę pewną zesłał dobry Bóg:
To- że tak powiem - szczęście   n e g a t y w n e, tego nie wydrze ci najsroższy wróg;
Gdyś tego szczęścia przeniknął sekreta, pogodny idziesz wśród gromów i burz;
Gdzie nogą stąpisz - jak mówi poeta - wszędzie ci życie kwitnie wieńcem róż!

Wszędzie radości znajdziesz nowe źródło i do rozpuku śmiejesz się raz wraz;
Patrzysz, jak grzebią jakieś stare pudło, pomyślisz sobie, na mnie jeszcze czas!
Przystaniesz sobie za trumienką z boku, posłuchasz śpiewu i żałobnych mów,
Dziewczątko małe uszczypniesz gdzieś w tłoku, już się od dawna tak nie czułeś zdrów.

Wjdziesz na miasto dla użycia ruchu, z daleka widzisz jakieś twarze dwie;
To Rydel komuś wierci dziurę w brzuchu - pomyślisz sobie: "dobrze, że nie mnie"
Niedługo szukasz za nową podnietą; na Warszawskiego do kawiarni idź:
Przeczytasz sobie Hoesicka felieton - no i sam powiedz: czy nie warto żyć?

W zimowy wieczór spieszysz do teatru, w fotelik miękki rozkosznie się wtul:
Ciepło, zacisznie, ni śniegu, ni wiatru, tragedii sobie wysłuchasz jak król!
Z piątego aktu prosto na kolację, w gazetce znowu jest nowinek dość:
Tu masz bankructwo tam znów licytację, z trzeciego piętra zleciał jakiś gość!

Tak sobie chodzisz radosny jak ptaszek, radosną wszędzie widzisz życia twarz;
Wreszcie znużony i syt już igraszek, wracasz do domu: własny kluczyk masz;
Słychać szmer jakiś: zaglądasz przez szparkę: I jak tu człowiek się nie cieszyć ma?
Tam ktoś.. ten kogo ... właśnie twą kucharkę;  Pomyślisz sobie: "dobrze że nie ja"

Śmiejesz się błogo przed zamknięciem powiek i dziękczynienia czynisz korny gest:
Byle chciał tylko, znajdzie szczęście człowiek, nie ma co mówić - dobrze jest, jak jest!
Więc choć świat biada: "lepiej wcale nie żyć" i pesymizmu słychać zewsząd jęk,
Najmilsi bracia, zechciejcie mi wierzyć, życie jest piękne, życie ma swój wdzięk

Tadeusz Żeleński-Boy   napisane w 1909




Tadeusz Żeleński-Boy - Majową, cichą nocą po mieście błądzę sennym

Majową cichą nocą po mieście błądzę sennyn,
Wśród drzew latarnie migocą
W listeczków drżeniu promiennym.

Błądzę jak jaki Heine, z duszą śmiertelnie chorą -
Die kleine, feine, die eine - -
Ach, wszystko diabli biorą...

Śpiewajcie; ptaszki mej duszy istnienia czarowną głupiość
Może wasz świegot złuszy
Myśli mych smutek i trupiość-

Zwińcie mi w kaprys zalotny, w leciuchne zakręćcie tryle...
Wiew życia bezpowrotny
I tęsknot próżnych tyle...

Znów w siebie tylko patrzę oczyma zamglonymi,
W mych rojeń śmisznym teatrze,
Jedynym dla mnie na ziemi;

W mar wiotkich błąkam się kole, obok mnie gwar i zamęt,
Za przyszłą, lepszą dolę
Krew płynie... i atrament...

.........

Tadeusz Żeleński-Boy - Majową, cichą nocą

Krzysztof Kamil Baczyński - Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić

Niebo złote ci otworzę, w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech, który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami, śpiewem jezior, zmierzchu graniem
aż ukarze jądro mleczne ptasi świt.

Ziemię twardą ci przemienię w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie, które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko w barwy burz,
w serduszka listków, w deszczów siwy splot.

I powietrza drżące strugi jak z anielskiej strzechy dym
zmienię ci w aleje długie, w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,
aż zagrają jak wiolonczel żal - różowe światła pnącze,
pszczelich skrzydeł hymn.

Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył.

Krzysztof Kamil Baczyński  15 VI 1943     

 (22.01.1921 -  04.08.1944)

Tadeusz Żeleński-Boy - Znowum wrócił z wyprawy po życie do mej cichej samotnej

Znowum wrócił z wyprawy po życie
Do mej cichej samotnej komórki;
Wytarzałem się w nim należycie,
Zachłysnąłem się po same dziurki.

Znowu ległem zwinięty w kłębuszek
Niby chore, dygocące zwierzę,
Twarz rozgniatam o stertę poduszek
I mamrocę me dziwne pacierze...

Ty znasz jeden, o rytmie, me wnętrze,
Ty kłaść umiesz ręce na klawisze,
Z których tony płyną najgorętsze
W smutku mego lodowatą ciszę...

Głupi jestem jak nogi stołowe,
Głupi jestem ohydnie i płaski,
Aż nie raczy spłynąć na mą głowę
Promień twojej, o poezjo łaski!

O szaleństwo przepal mnie swym żarem,
Niech zapory wszystkie we mnie pękną,
Aż straszliwym, niepojętym czarem
Nędza moja się przetworzy w piękno!

......

Tadeusz Żeleński-Boy - Znowum wrócił z wyprawy po życie



Iwan Bunin - I znów ten sen najsłodszy i uroczy przyśnił mi się i oszołomił miły

I znów ten sen najsłodszy i uroczy
Przyśnił mi się i oszołomił miły,
Niby ukradkiem patrzyły twe oczy,
Lecz uśmiechały się do mnie, wabiły.

Już dzisiaj wiem:  na pewno mnie okłamie
Najsłodszy sen, gdy brzask zapała wreszcie,
Lecz póki dzień przeklęty nie nastanie
Uśmiechnij się, oszukaj mnie raz jeszcze.

Iwan Bunin  (1870-1953) laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1933

Jeremi Przybora - Odjadę z tego peronu za parę krótkich lat

Odjadę z tego peronu za parę krótkich lat,
gdy jesień płachtą czerwoną do drogi da mi znak.
Z niedużym wsiądę bagażem do jednej z  pierwszych klas,
bo będę już dygnitarzem lub ulubieńcem mas.
Nie będzie za mną źrenic patrzących z żalem w dal.
To dobrze, bo mnie nic nie będzie jechać żal.

Odjadę z tego peronu w jesienny, chłodny świat –
w tę podróż tak wymarzoną, o której śnię od lat.
Czas trochę będzie się dłużył, choć wokół piękna wieś,
bo będzie mnie z tej podróży ktoś oczekiwał gdzieś.
Lecz jakoś sobie skrócę i dopasuję czas.
Poczytam coś, ponucę, przekąszę co i raz.

Odjadę z tego peronu za parę krótkich lat,
gdy jesień złoto z jesionów wytopi akurat.
Na małą po mnie stacyjkę dziewczyna wyjdzie, co
dziewczęta inne to przy niej zupełnie zwykłe są.
Bukiecik da mi kwiatków, czym wzruszy mnie do łez,
i cicho szepnie: ”Dziadku, to fajnie, żeś już jest”

Jeremi Przybora Divertimento, op 2, "Podróżni" wrzesień 1966

Josif Brodski - Szkoda,że cię tu nie ma, szkoda, kochanie

"Piosenka"

Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Siedziałabyś na sofie,
ja - na dywanie.
Chustka byłaby twoja,
moja - kapiąca łza.
Albo może na odwrót:
płacz ty - pociecha - ja.

Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Prowadząc wóz, dłoń kładłbym
na twym kolanie,
udając, że je mylę
z dźwignią, gdy zmieniam bieg.
Wabiłby nas nieznany
lub właśnie znany brzeg.

Szkoda, że cię tu nie ma,
szkoda, kochanie.
Srebrny księżyc na czarnym
nieba ekranie
na przekór astronomom
oddawałbym co noc
na żeton na automat,
by usłyszeć twój głos.

Szkoda, że cię tu nie ma,
na tej półkuli -
myślę, siedząc na ganku w letniej koszuli
i z puszką "Heinekena".
Zmierzch. Krzyk mew. Liści szmer.
Co za zysk z zapomnienia,
jeśli tuż po nim - śmierć?


Josif Brodski (1940-1996) laureat Nagrody Nobla za rok 1987

Julian Tuwim - Garbus

"Garbus"

Piękne krawaty,
Lecz cóż mi po nich, kiedy jestem garbaty?

W tym, w paski srebrne,
Byłoby mi do twarzy,
Ale daremnie:
I tak go nikt nie zauważy.

Choćby był z tęczy,
Choćby z papuzich był barw,
Nikt nie powie; "Jaki śliczny krawat!"
Każdy powie: "Jaki straszny garb!"

Mnie trzeba szarfy długiej,
Najcudniejszej z szarf!
Zawiążę ją tak pięknie,
Że mnie nie poznacie!
- Ach!ach! - szepniecie -
Jaki garb!
Ale ... dlaczego pan wisi na krawacie?


"Imię"

Moje życie miało imię,
Imię jasne jak konwalie pierwsze
rwane w trawie błyszczącej o świcie
przez lilijne szopenowe ręce

Tym imieniem promieniami tkanym
lśniące liście leśne szeleściły
bzy majowe zroszone perliście
tym imieniem pachniały kochanym

A gdy niebo z wolna wieczórniało
gdy przez wyże wiała cisza polna
w ciepłym wiewie i jaskółczym świrze
w każdym drzewie to imię szumiało

W opalonym mgieł zmierzchowym dymie
coś rozwiało się obłokiem zwiewnym
smętkiem rzewnym duszę rozśpiewało
jakże było memu życiu na imię?

Julian Tuwim - (1894- 1953)






Osip Mandelsztam - Zbrodnia

"Zbrodnia"

Z drzazgą smolną, kopcącą się w ręce,
z sześciopalcą się witam sąsiadką;
- Jak mam leżeć w sosnowej trumience,
To już lepiej poznajmy się matko.

Matka zbrodnia spod wyra dobywa
Garnczek grzybków, podsuwa mi stołek.
Matka zbrodnia nalewa, skwapliwa,
Na dziecięcych podróbkach rosołek.

- Zechcę - mówi - dam jeszcze! - łaskawa
A mnie nie w smak, oblewam się potem...
Szmyrg za próg; ale gdzie tam!... Rękawa
Uczepiła się, wciąga z powrotem.

Wesz i mysz u niej. Cisza i głusza.
W pół alkierzyk tu ma, w pół więzienie.
- Dobra, dobra, poczciwaś ty dusza!
Ja też tak i też się nie zmienię.

Moskwa 4 kwietnia 1931

Osip Mandelsztam (1891-1938 Gułag)

Leopold Staff - Cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa

"Wysokie drzewa"

O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa,
W brązie zachodu kute wieczornym promieniem,
Nad wodą, co się pawich barw blaskiem rozlewa,
Pogłębiona odbitych konarów sklepieniem.

Zapach wody, zielony w cieniu, złoty w słońcu,
W bezwietrzu sennym ledwo miesza się, kołysze,
Gdy z łąk koniki polne w sierpniowym gorącu
Tysiącem srebrnych nożyc szybko strzygą ciszę.

Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza...
O, cóż jest piękniejszego niż wysokie drzewa!


Znalezione obrazy dla zapytania Leopold Staff


Leopold Staff (1878- 1957)



Paul Eluard - Ona nie schodzi spod mych powiek jej włosy czuję w moich włosach

"Zakochana"

Ona nie schodzi spod mych powiek
Jej włosy czuję w moich włosach
Ona ma kształty moich dłoni
Ona ma barwę moich oczu
Ona w mym cieniu cala tonie
Jak kamień który wpadł w niebiosa

To ona mi nie daje zasnąć
Ma cały czas otwarte oczy
Ona na jawie śni tak jasno
Że słońca z blasku opromienia
Że muszę śmiać się płakać mówić
Choć nie mam nic do powiedzenia


Je t'aime

Je t'aime pour toutes les femmes que je n'ai pas connues
Je t'aime pour tous les temps ou je n'ai pas vecu
Pour l'odeur de grand large et l'odeur du pain chaud
Pour la neige qui fond pour les premieres  fleurs
Pour les animaux  purs que l'homme n'effraie pas
Je t'aime pour aimer
Je t'aime pour toutes les femmes que je n'aime pas





Paul Eluard (1895-1952)

- Mówię o tym co mi dopomaga żyć o tym co dobre -