czwartek, 29 października 2015

Juliusz Słowacki - Tam pójdę aż za ciemnych skał krawędzie, spójrzę w lecące po niebie łabędzie

"W Szwajcarii"

I

Odkąd zniknęła jak sen jaki złoty
usycham z żalu, omdlewam z tęsknoty
I nie wiem czemu ta dusza z popiołów
Nie wylatuje za nią do aniołów?
Czemu nie leci za niebieskie szranki,
Do tej zbawionej i do tej kochanki.

XXI

Skąd pierwsze gwiazdy na niebie zaświecą
Tam pójdę, aż za ciemnych skał krawędzie.
Spójrzę w lecące po niebie łabędzie
I tam polecę, gdzie one polecą.
Bo tu - i tam - za morzem - i wszędzie
Gdzie tylko poślę przed sobą myśl biedną
Zawsze mi smutno i wszędzie mi jedno:
I wszędzie mi źle i wiem, że źle będzie.
Więc już nie myślę teraz tylko o tem
Gdzie wybrać miejsce na smutek łaskawe
Miejsce gdzie żaden duch nie trąci lotem
O moje serce rozdarte i krwawe:
Miejsce, gdzie księżyc przyjdzie aż pod ławę,
Idąc po fali, zaszeleści złotem
I załaskocze tak duszę tajemnie
Że stęskni, ocknie się i wyjdzie ze mnie.

"Testament mój"

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -
A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; -
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie,
A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny- przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą -
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biédę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg uwolni od męki - nie przyjdę...

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę.

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionéj łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.


"Rozłączenie"

Rozłączeni - lecz jedno o drugim pamięta;
Pomiędzy nami lata biały gołąb smutku
I nosi ciągłe wieści. - Wiem, kiedy w ogródku,
Wiem, kiedy płaczesz w cichej komnacie zamknięta.

Wiem, o jakiej godzinie wraca bolu fala,
Wiem, jaka ci rozmowa ludzi łzę wyciska.
Tyś mi widna jak gwiazda, co się tam zapala
I łzą różową leje, i skrą siną błyska.

A choć mi teraz ciebie oczyma nie dostać,
Znając twój dom - i drzewa ogrodu i kwiaty,
Wiem, gdzie malować myślą twe oczy i postać,
Między jakimi drzewy szukać białej szaty.

Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem - i promienić świtem.
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić, i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.

Potem jezioro z niebem dzielić na połowę
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.

Nie wiesz, nad jaką górą wschodzi ta perełka,
Którąm wybrał dla ciebie za gwiazdeczkę stróża.
Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża,
Za jeziorem - dojrzałem dwa z okien światełka.

Przywykłem do nich - kocham te gwiazdy jeziora,
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze.
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi świecą - smutno i blado - lecz zawsze...

A ty - wiecznie zagasłaś nad biednym tułaczem;
Lecz choć się - nigdy - nigdzie połączyć nie mamy,
Zamilkniemy na chwilę i znów się wołamy
Jak dwa smutne słowiki, co się wabią płaczem.


Nad jeziorem Leman, d. 20 lipca 1835 r.

Juliusz Słowacki - (1809 - 1849) - zmarł na gruźlicę, obok Mickiewicza uznawany za największego przedstawiciela polskiego romantyzmu


















Juliusz Słowacki 

Rainer Maria Rilke - Jak oślepiony stoję w mroku - już nie znajduje Ciebie wzrok mój.

(wiersz klasyka)

(wiersz klasyka

"Do Lou Andreas-Salome"

Jak oślepiony stoję w mroku - 
Już nie znajduje Ciebie wzrok mój - 
Ciężar zbłąkanych moich dni
Zasłoną tylko, za nią jesteś Ty.
Czyż nie podniesie się -
zdrętwiały czekam skrycie - 
owa zasłona, za którą żyje moje życie,
Najwyższe przykazanie, sama życia treść,
A oto teraz - moja śmierć.

Objęłaś mnie ramieniem, przecież nie na drwinę,

ale jak kształtująca dłoń, co muska glinę,
Dłoń, w której leży Stwórcy siła - 
Już postać jakąś ulepić marzyła,
Lecz wnet opadała ze znużeniem
i pozwoliła mi roztrzaskać się o ziemię.

Byłaś najbardziej macierzyńską z kobiet

I przyjacielem byłaś mi, niczym mężczyzna,
Kobietą, oczy wszystkich ciągnącą ku sobie,
I często dzieckiem bywałaś, dziś wyznam.
Najczulszą z istot, jakie napotkałem,
I jak stal twardą, gdyś walkę podjęła - 
Błogosławieństwem byłaś, wzniosłym ideałem,
i stałaś się przepaścią, która mnie pochłonęła.

"Każdemu daj śmierć jego własną Panie"  (urywek)


O Panie, własną śmierć każdemu daj,                                O Herr gib jedem seinen eigenen Tod
daj umieranie, które z życia płynie,                                   das Sterben, das aus jenem Leben geht      
gdzie miał swą miłość, swój ból i swój raj.                       darin er Liebe hatte, Sinn und Not

Bo my jesteśmy tylko liść, łupina.                                     Denn wir sind nur die Schale und das Blatt
A wielka Śmierć, co w każdym tkwi w głębinie,               Der grosse Tod, den jeder in sich hat
oto jest owoc, cel i praprzyczyna.                                      das ist die Frucht, um sich alles dreht 



"Zgaś moje oczy"
Zgaś moje oczy: ja cię widzieć mogę,
zamknij mi uszy, a ja cię usłyszę,
nawet bez nóg znajdę do ciebie drogę,
i bez ust nawet zaklnę cię najciszej.
Ramiona odrąb mi, ja cię obejmę
sercem mym, które będzie mym ramieniem,
serce zatrzymaj, będzie tętnił mózg,
a jeśli w mózg mój rzucisz swe płomienie,
ja ciebie na krwi mojej będę niósł.

(wiersz klasyka)

"Świat był w twarzy ukochanej"

Świat był w twarzy ukochanej -
ale nagle wylał się, wypłynął:
świat jest z zewnątrz, świat nie do objęcia.

Czemu nie piłem, gdym podniósł do ust,
czemu nie piłem z pełnej lubej twarzy
świata, co bliski był, pachnący moim ustom?

Ach, piłem. Piłem nie do wyczerpania.
Lecz i mnie przepełnił nadmiar świata,
i gdy piłem, sam przebrałem miarę.


Sonet XXIX (Sonety do Orfeusza cz.II)

Przyjacielu wielu dali, milczący,
odczuj, jak twój oddech zwiększa przestrzeń.
Pod stropami posępnych dzwonnic
daj się dzwonić. To, co trawi cię jeszcze,

siłą swą przewyższa pożywienie,
Bądź w przemianie nieustannym mijaniem.
Czym jest twe bolesne doświadczenie?
Jeśli napój gorzkim, w wino się zamień.

Na rozstaju zmysłów bądź w godzinę
nocy tej z nadmiaru czarnoksięstwem,
sensem jej niezwykłego spotkania.

I gdy pamięć ziemska cię wygania,
do milczącej ziemi powiedz: Płynę.
Do śpieszącej wody powiedz: Jestem.


---------

Czujesz, jak trudno odnaleźć drogę
Od jednego istnienia do drugiego?
Oto słońca były jako pieśni…
I nagle góry stoją zasłuchane,
A tyś samotny został ze swym lękiem.

---------------------

Wszystkie istnienia jedną przeniknięte przestrzenią:
świata wewnętrzną przestrzenią. Ptaków cichy sznur,
przelatuje na wskroś. A ja , który pragnę róść,
spoglądam na świat i we mnie rośnie drzewo.

--------------------------------

Uczę się patrzeć. Nie wiem , dlaczego wszystko głębiej wchodzi we mnie,
a nie zatrzymuje się w tym miejscu, gdzie się dawniej zawsze kończyło.
Posiadam wnętrze, o którym nie wiedziałem. Wszystko tam teraz wchodzi. 
Nie wiem co się tam dzieje.

Umieć milczeć to prawie tyle, co zachować siebie na własność.

(..) Gdyby dzieciństwo było, ale jest jak pogrzebane...

(...) Inni jednak są samotnikami z charakteru
i nie zostali stworzeni do życia we wspólnocie.

Każdy związek kryje w sobie zagrożenie i wrogość, 

Każda miłość wymaga zbyt wielkich trudów, to ciężar ponad siły,
 tylko w miłości do Boga odnajdujemy lekkość i wytchnienie.

Kochać to najtrudniejsze z zadań człowieka (..) najtrudniejszy jego egzamin.

Kto mówi o zwycięstwie. Przetrwanie jest wszystkim!

Lecz ja odtąd już w nią nie wierzyłem więcej.
Byłem jak oślepiony, byłem zgorzkniały, bezsilny,
pełen nienawistnych myśli, dzień po dniu dręczony lękiem (..)
Kiedyś mnie przedtem pytała o  przyszłość moją,
całą noc leżałem bezsenny, bezradny,
pogrążony w ponurych myślach (..)

(..)  A kiedy szukam ludzi, nie mogę nic poradzić
 i nie rozumieją moich myśli. 

Wielka jest śmierć, jesteśmy w jej mocy z uśmiechem na ustach.

Wraz z zespoleniem dwojga kochających się ludzi
nic nie staje się wspólne, wzrasta samotność.
(..) Współistnienie dwojga ludzi to rzecz niemożliwa 
i tam gdzie się mimo to wydaje pojawiać, stanowi ograniczenie,
które obrabowuje jedną lub obydwie strony z pełni ich swobody.

Rainer Maria Rilke (1875 Praga (Austro-Węgry) - 1926 sanatorium Valomont Szwajcaria- zmarł na białaczkę) - austriacki poeta, reprezentant liryki symbolicznej, prekursor egzystencjonalizmu.














środa, 28 października 2015

Stanisław Grochowiak - Uchwycę kawał ściany, przełamię płat ceglany, mój opłatek wolność.

"Kroki"

Nad sklepieniem mej celi
idą ludzie, weseli,
do domów, rodzin, matek.

Niosą serca wzruszone,
oczy szczęściem zamglone,
będę łamać opłatek.

A ja tutaj sam jeden
opłakuję swą biedę
głodu i samotności.

Uchwycę kawał ściany,
przełamię płat ceglany,
mój opłatek wolnośc


"Jak mały jest człowiek bez Boga"

Jak mały jest człowiek bez Boga
Dawniej
Choć cały w jego płaskim cieniu 
Tańczył
Jak mały jest człowiek bez Boga
Dzisiaj
Choć cały w słońcu powietrzu i chmurach
Kuleje
W kościele
Do dzisiaj
Przychodzę
I siadam
Za stary na bajki 
Za głupi na śmierć 

"Biedne"

Leżała radość
Szli ludzie i przeszli
Leżała radość
Za wcześnie

Za wcześnie pannie która była ładna
Za późno chłopcu który był po wszystkim
A obok czasu
Tych zafrasowanych
Którzy są po to
By zacieniać ściany

Leżała radość
Szli ludzie i przeszli
Ujrzała radość
Zniszczone podeszwy

"Czyści" 

Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać
Ona ukleja najbogatsze formy
Ratuje kopciem
Ściany kostnicowe
W zziębłość posagów
Wkłada zapach mysi
Są bo na świecie ludzie
tak wymyci
Ze gdy przechodzą
Nawet pies nie warknie
Choć ani święci
A n i są też cisi

Stanisław Grochowiak (1934-1976) polski poeta reprezentujący nurt turpistyczny (łać. brzydki)

wtorek, 27 października 2015

Petrarca Francesco - a myśl łamie palce w gniewie i w płaczu i człowiek się zżera żyjąc w cierpieniu


"Los, myśl, uczucia miłosne, najsłodsze"


Los, myśl, uczucia miłosne, najsłodsze,
Strwożone o mnie, w czas przeszły wpatrzone,
Tak mnie wciąż męczą, że czasem zazdroszczę
Tym, którzy przeszli już na drugą stronę.

Miłość mi serce topi, los odziera
Z wszelkiej pociechy, a myśl łamie palce
w gniewie i w płaczu i człowiek się zżera
Żyjąc w cierpieniu, w nieustannej walce.


Boję się, że już dni dobre nie wrócą,
Na miejscu złego gorszy wiatr zawieje;
Mam drogę życia o połowę krótszą.

Słowa pociechy są kruche i kłamią.
Widzę, że z rąk mi ulata nadzieja,
A wszystkie myśli moje wpół się łamią. 



Petrarca Francesco -  (1304 Arezzo -1374 Arqua) jeden z pierwszych renesansowych poetów pochodz z Italii

Jalu Kurek - mówią mi: oto zakręt, tam już ból ustaje, w ostrej walce nadciąga opóźnione szczęście

"Jasno wiedzieć"

Nie ma powrotu, ale jest nadzieja,
matka głupich, diament mądrości.

Stoję na brzegu zdziwienia, statek mój odpływa.

Doktorzy w piśmie! Nie wypełniło się jeszcze,
co ma się stać. Podnoszę pięść na wysokość marzeń,
podnoszę śpiew na wysokość cierpienia,
ja - niepokonany, ja - nieprzekonany,
mąż umęczonej wyobraźni zwolniony z milczenia.

Mówią mi: oto zakręt, tam już ból ustaje.
W ostrej walce nadciąga opóźnione szczęście.

Miłość to przypadkowe rozmieszczenie atomów.
Mówią mi: ani porządek matematyczny,
ani bicie serca nie byłyby możliwe,
gdyby Bóg nie istniał. Więc mogę spać jak dawniej.
Młynie niestrudzony, olśniewające drzewo wiadomości,
myślcie za mnie, jestem znów spokojny.

Niech tylko wiersze spalę, niech ukryję
wstydliwe piętno żądzy, chustę Weroniki.
Nie myślę, więc nie jestem. Zstąpmy na dno studni.
Co słychać w ciszy? Mordercy nas oskarżąją.
Co widać? Huśtawkę księżyca, zagubione klucze czasu.
Trudny jest świat, trudniejszy dla poety
niźli dla filozofa. Jakaż nam nagroda?
Cały dobytek z popiołów uniesiony w czaszce.

"Miłość"

Pionowy słup przestrzeni nade mną nieruchomo trwa.
Wykreślam zeń ciszę piękną jak zwycięstwo.
Widzę cię: łuk, który za chwilę wyskoczy
nad gmach.

Myślę o tobie za często.

Wbij swe zachwyty ubroczone w ranach
w najświeższą ranę serca: w oczy.

Tak oto w zarysie
budują się historie światów.

Ukochana, zbliż się.
Oczyma mnie otul.
Oczyma mnie uratuj.

Jalu Kurek (1904-1983) polski poeta i prozaik, silnie związany z rodzinnymi Beskidami, tłumacz Petrarki, 











poniedziałek, 26 października 2015

Antoni Słonimski - Tęsknota słowo zużyte otwarło mi swoją dal jak różne są rzeczy ukryte w króciutkim wyrazie żal

"Żal"

Gdy cię spotkałem raz pierwszy,
Mokre pachniały kasztanyża

Zbyt długo mi w oczy patrzałaś-

Ogromnie byłem zmieszany.


Pod mokre płaty gałęzi
Szedłem za tobą w krok.

Serce me trzymał na uwięzi

Twój fiołkowy wzrok.


Dawno zużyte słowa
Wróciły do mnie znów

I zrozumiałem od nowa

Znaczenie prostych słów.


I tak się jakoś stało,
Że bez pachniał - jak bez,

I słowo ''pachnie" pachniało,

I łzy były pełne łez.


Tęsknota, słowo zużyte,
Otwarło mi swoją dal...

Jak różne są rzeczy ukryte

W króciutkim wyrazie ŻAL.

"Smutek i świat"

Pamiętam, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem,

Świat był  bardzo ogromny i bardzo był obcy.

Patrzyłem się na życie ciekawie, z radością

I rosłem upojony tej ziemi wielkością.

Gdy wróciłem niedawno z dalekiej podróży,
Świat mi się bardzo zmniejszył i stał się nieduży.
Gdy byłem małym chłopcem, nie znałem cierpienia.
Miałem serce spokojne i czyste marzenia.

Ale im bardziej rosłem i im dłużej żyłem,
Tym częściej byłem smutny, bardziej się martwiłem.
Dzisiaj wiem, jak się skończy ta gra nierozumna:
Smutek-większy od serca, świat-mniejszy niż trumna.

"Ostatni dzień"


Czemu wciąż tak dalecy a tak zasmuceni ?

Bo każde z nas ma w sercu ukryty zakątek,

Gdzie drzemią zwiędłe liście umarłych pamiątek,

Co kiedyś kwitły dla nas wieńcami zieleni.


Jak gdyby lata jeszcze nie stracony wątek,

W tych dniach ostatnich, ciepłych oto się rumieni

Owoc kaliny, kasztan zakwita w jesieni,

Jak gdyby zamiast zimy był wiosny początek.


Ale wiem, że nie przyjdą letnie noce znojne

I zgaśnie nasza miłość jak to niebo strojne.

Co rumieńcem zakwita w wieczornej godzinie.

I błękit się zmieni w milczącą świątynię,

I jak powiewny welon biała mgła owinie

Nasze wilgotne oczy i usta spokojne.


"Inwokacja"


Wystarczy tylko spać, a czas przemija.
Wystarczy tylko zamknąć oczy,

A już prześlizgnie się jak żmija

Lub wielkim czarnym skokiem skoczy.
Wystarczy tylko spać, a czas przemija.

Spać? Może marzyć? Czyż nie jest szlachetniej
Snem nazwać życie? W cichy wieczór letni,
Gdy blade gwiazdy błysną na błękicie,
Gdy powtórzone srebrem w morzu się rozpalą,
Rozmawiać ze wspomnieniem jak Tetyda z falą?

Czyż wytłumaczyć można kolorami
Związek uczuć i myśli, całą ich zawiłość,
Nieporadnymi czyż można słowami
Obudzić przeszłość, jak się budzi miłość?

Jeden ułamek senny i odprysk marzenia
Gdybyś zapragnął przeżyć razem ze mną do dna,
Musiałbyś wiedzieć wszystko, wszystko czuć to samo
I znać historię każdego westchnienia.

Wybierz dzień najpiękniejszy z minionej młodości,
Przez to wspomnienie przesącz powolutku
Melodię wiersza, aż na dnie czułości
Zostanie ci na sercu wonny osad smutku.

Nie. Potrzebne do tego są ćwierć, pół ćwierci słowa.
Czarne klawisze, których nie zna mowa.
Więc spać i marzyć. Zatrzasnąć jak wieko
Własny świat myśli i wyrzec się męki

Uczuć splątanych w nieporadne dźwięki,
Życia jak miasta słuchać, co szumi za rzeką.
Więc marzyć. Spać. A może jest jednak szlachetniej
Gniewnym słowem rozpaczy rzucać jak pociskiem

I być tą gwiazdą raczej, która w wieczór letni
Nie świeci, ale niebo przekreśla swym błyskiem.



Antoni Słonimski (1895- 1976) polski poeta pochodzenia żydowskiego, felietonista, dramatopisarz

Antoni Slonimski Polish writer.jpg


Julian Przyboś - Znów ufałaś - i wątpiłaś znowu (krakało spłoszone zamykanie ramp)

"Odjazd"

Znów ufałaś – i wątpiłaś znowu
(krakało spłoszone zamykanie ramp)
gdy pod konstrukcjami z żelaza i szkła
stał się pociąg, fakt,
który tonowymi uderzeniami kół poza rozpacz wykraczał.
Parowóz
wlókł długi i ciężki twój żal.
W płytkim świetle za wcześnie zapalonych lamp
świat jakby odziwaczał i stronił...
- Załamał się w rozbitych bezdźwięcznie łzach.
Kształt twój mglił się i wietrzał,
między nami rozsnuwała się dal.
I musnęło mnie, niknąc, pożegnanie twej dłoni
oddłoń powietrzna.

"Równanie serca"

Powietrze uduszono sztandarami.
Pod wszystkie triumfalne bramy
zbuntowani podkładają dynamit!
Kim jestem? Wygnańcem ptaków.
Stół pod moim piórem wezbrawszy do samych krawędzi
przebiera swą miarę,
jak czołg, gdy ma ruszyć do ataku.
Dom już dziś płonie we mnie jutrzejszym pożarem,
serce atakuje mię prędzej.
Szrapnel pęka ze słupów latarni:
lampy zapalono na ulicach jednocześnie.
Dzień mija w zbrojnej pieśni żołnierskiej, rzęzi.
Z rudej trawy zjeżyły żebra poległych darń.
Żywy idę miastem będącym, a już tylko byłym.
Kim jestem? Wygnańcem ptaków.
Ogrody – Nów jak cierń wschodzący z gałęzi –
Świat beze mnie się spełnia wolny i bezczuły
i tylko liści jesiennych opada na głowę laur.

...abym już nigdy nie ucichł.
Łagodny
każdą kieszeń obróciłbym w gniazdo dla jaskółek
odlatujących od ludzi.

"Jesień 42"
Nadciąga zagłada!
a ja kłonię gałąź jabłoni:
ukrywam się w podziwie...
Oto
trzymam w dłoni jabłko tak prawdziwie,
że władam,
rzeczy tknięte moim wzruszeniem przytaczają się słownie –
z każdym rokiem szybciej
planeta toczy mi się do rąk.
Wola mistrzostwa dojrzała we mnie o rok.
Każde moje zdanie ma składnię uczucia.
Gdy dzień – jak odroczenie na dzień wykonania wyroku,
tym owocniej wypełniam go życiem
do dna nocy.
Chwytam wasz strach, jak w potrzask, w błyskawiczny spokój.
Osobno – w walce spólnoty  biorę udział.
"Wieczór"
Te same gwiazdy wyszeptały wieczór jak zwierzenie.
Latarnie wyszły z ciemnych bram na ulicę i w powietrzu cicho stanęły.
Zmrok łagodnie przemienia przestrzenie
Ogrody opuściły swoje drzewa
szare domki znad rzeki - spłynęły.
W niskich brzegach śród olch płynie żal
Tylko horyzont uchyla nieba księżycem
i droga długo wiedzie we wspomnienie
i twoje dłonie sieją między nami dal.
Julian Przyboś (1901 - 1970) - polski, poeta , eseista, urodził się w rodzinie chłopskiej
Julian Przybos.jpg

Jan Lechoń - A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca, gdy cię kochać przestanę - co się ze mną stanie?

Gniew

Ty masz różne miłości, ja tylko - otchłanie,
W które coraz mnie głębiej twa nieczułość strąca.
A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca.
Gdy cię kochać przestanę - co się ze mną stanie?

Złe myśli w moim sercu jak zgłodniała lwica,
Jak pod wzrokiem pogromcy cichną pod twym wzrokiem.
O! wstępuj w moje serce kochaniem głębokiem,
W dzień jak słońce palące, w noc - jak blask księżyca.

Mówisz, że gniew mam w oczach. Bo po nocy błądzę
I darmo wzrok mój światła w ciemnościach wygląda.
Bo tyś jest razem piekło, gdzie rodzą się żądze,
I niebo, w którym miłość niczego nie żąda.


Aria z kurantem

Smutek taki mnie chwycił, że zda się, aż skomli,
Ani przed kim się żalić, kto wie, kiedy minie.
Gdybyż to było można usiąść przy kominie
I czytać sobie stare wiersze Syrokomli!

I marzyć, jakbyś pocztą wędrował podróżna.
O owych lasach, rzekach, tych dworach, tym zdroju,
I myśleć, że są wszyscy w przyleglym pokoju,
Od których ciągle listów wyglądasz na próżno.

Cóż znajdę, jeśli wyjdę takiego wieczoru?
Tu wszyscy obcy i każdy gdzieś śpieszy.
Ach żadna mnie muzyka dziś nie pocieszy,
Chyba "Aria z kurantem" ze "Strasznego Dworu"


Jan Lechoń (1899 Warszawa - 1956 Nowy Jork samobójstwo) -  polski poeta, prozaik


"Inteligencja bez serca i moralności wydaje mi się  większym chamstwem niż serce i honor bez intelektualnego polotu"


niedziela, 25 października 2015

Tadeusz Gajcy - Odejmij pustkę oczom, gdy w smutku zatoną i nie daj mówić wiatrom o liliowych zmierzchach.

"Wczorajszemu"

Ufałeś: na niebo jak na strunę miękko złożysz dłoń,
muzykę podasz ustom, utoczysz dotknięciem,
łukiem wiersza wysokie księżycowe tło
wprowadzisz w bezmiar dolin -
Modlitwę nocnych cieni rozwiesisz jak więcierz
na słodkich oczach dziewann i szumach topolich.

Ufałeś: trzepot ptaków rozsiejesz ziarnisty,
rozległą piersią ujmiesz horyzonty, w których świat
pływa mały jak z dzieciństwa okręcik.

Klechda z omszałych lat
- świty w klechdzie powiewały krwawe -
do snu kołysała dzieci.

Taką klechdą przełamał się dzień 
walczącej Warszawy. 

Wtedy -
rozwiodły się nad miastem ornamenty łun
na złotych kolcach wieżyc i bełkocie Wisły,
muzyka - lecz nie nieba - krążyła jak sen,
dziś wiesz:
to skowyt strzałów na brukach się wił,
otaczał, chodził wokół jak zbłąkany zwierz.

A tobie - dni wczorajsze w oczach nie ostygły,
ufałeś...
Księżyc sierpem zmrużone rzęsy kosił,
wśród krzyży zwijał świata purpurową nitkę;
żołnierze nieśli drżące, spokorniałe oczy
na sfruwającą powietrzem 
białą Nike.

Falował spokój w ciepłej darni,
kiedy młodzi plecami wsparci o wieczność
odchodzili w głębokie posłania.
Więc nakryły ich obłoki podobne kulistym mleczom
i wiatr, któremuś wierzył - składał pocałunki umarłym.

Nie wiedziałeś, że dłoń, którą uczyłeś śpiewać,
potrafi nienawidzić i pięścią grubieć pełną,
gniewu unosić żagiew -
Ufałeś. Nie ukoił twoich ust śpiew drzewa
i oczu blask nie zajął pod kopułą hełmu,
i serca nie nasycił krzyk wbity na bagnet.

Dzień rozbrój z woni siana. Sandały zielone
niech zostawi przed progiem, na którym go czekasz -
odejmij pustkę oczom, gdy w smutku zatoną,
i nie daj mówić wiatrom o liliowych zmierzchach.

Bo kłamią. Bo śpiewają gorejącą lawą,
że znowu dłoń na niebo jak na strunę złożysz,
muzykę podasz ustom -

Dzisiaj -
w piaskach cmentarzy
powiędły echa strzałów,
wiruje błękit niski jak wczoraj łaskawy,
jak lustro.

Każ trawie, by milczała. Jej śpiew cię zadławi,
spowije watą wzruszeń i ciśnie w niepamięć.
Nim ockniesz, się już serce zagubisz w obrazie
I dłonie w przerażeniu milcząco załamiesz.

Dzisiaj inaczej ziemię witać!
Wierzyłeś: słowiczym pieniem wierszy popłynie sława harda
i wzejdzie w barwnych tęczach, obudzi się w mitach.

Nie tak.

Nazbyt duszno jest słowom na wargach
ciosanym z łun i żalu o wadze kamienia -
Myślałeś: będzie prościej.
A tu słowa, śpiewne słowa trzeba zamieniać,
by godziły jak oszczep.

"Oczyszczenie"

światłu temu schodzący w obraz
jestem drzewem czy ptakiem ślepym?
Błyskawicy srebrnej koronka
cień mój toczy wysmukłym niebem.
Więc ruchliwą twarzą zwrócony,
gdzie odległy już piorun stąpa
ręce moje jak dwa liście klonu
na ogniste kładę niebiosa.

Będę trwać tak pół-człowiek, pół-drzewo
na cierpliwej powietrza wadze.
Kiedy serce ułoży mnie siwe
w miejscu światła, gdzie lśniącą kładzie
kość jak cacko - Bóg z uśmiechem dziecka -
będę tylko już drzewem bezlistnym,
a zły ogień jak krucha owieczka
pójdzie dalej niewinny i czysty.

Jakąż wtedy otrzymam własność?
Zejdę niżej - a kamień i próchno
nowe niebo utworzą, by zasnąć.
Chłodne niebo i smutne. Gdy w górę
pójdę - obszar bez granic mnie wchłonie
i stanie nagle się światłość
mała jak okna płomień.
Chłodny płomień i smutny.

Będę trwać więc niebu na przekór
w obraz idąc wspomnieniem bosym:
dzwonił gromko na piaszczystym brzegu
w liściu chmury jak żołądź - kościół.
Gołąb z gipsu tam mieszkał nad lustrem
wody świętej, co spadając ostro
na me czoło i dziecięce usta
słowo małe uczyniła siostrą.



Tadeusz Gajcy (1922- 1944) polski poeta czasu wojny, żołnierz AK



Miron Białoszewski - Jesteśmy rozgwiazdami

'My rozgwiazdy'

To nie tylko
zgubione włosy.

Opuszczone miejsce
często boli.

Mnożymy się
ucięci tęsknotami.
- -
Jesteśmy rozgwiazdami.
- -
Nie odgrodzeni od niczego.
Rozgubieni.

"Karuzela z madonnami"

Wsiadajcie, madonny madonny
Do bryk sześciokonnych …ściokonnych!
Konie wiszą kopytami nad ziemią.
One w brykach na postoju już drzemią.
Każda bryka malowana w trzy ogniste farbki
I trzy są końskie maści: od sufitu od dębu od marchwi.
Drgnęły madonny I orszak konny Ruszył z kopyta.
Lata dokoła Gramofonowa Płyta. Taka płyta:
Migają w krąg anglezy grzyw I lambrekiny siodeł,
I gorejące wzory bryk Kwiecisto-laurkowe.
A w każdej bryce vis à vis Madonna i madonna
W nieodmienionej pozie tkwi Od dziecka odchylona
— białe konie — bryka — czarne konie —
bryka — rude konie — bryka Magnifikat!
A one w Leonardach min, W obrotach Rafaela,
W okrągłych ogniach, w klatkach lin,
W przedmieściach i niedzielach.
I w każdej bryce vis à vis Madonna i madonna.
 I nie wiadomo, która śpi, A która jest natchniona
 — szóstka koni — one — szóstka koni — one
— szóstka koni — one Zakręcone!
 I coraz wolniej karuzela Puszcza refren
 I peryfe rafa elickie madonny przed


Do NN*** 

nagle wycinasz się
z pomieszanych form ulicy
wypukłością nóg twarzy
zbliżasz się — pół mijam cię
 — pół jakże mi szkoda
tej zawsze jednej strony nie widzianej!
odchodzisz — pół ruch innych
kroi cię w coraz drobniejsze kawałki
nic mi z ciebie nie zostało nagle

Obroty rzeczy 1956

Wywód jestem’u 

jestem sobie
jestem głupi
co mam robić
a co mam robić
 jak nie wiedzieć
a co ja wiem
co ja jestem wiem
 że jestem taki jak jestem
może niegłupi
ale to może
tylko dlatego że wiem
 że każdy dla siebie jest najważniejszy
bo jak się na siebie nie godzi
 to i tak taki jest się jaki jest

Mylne wzruszenia 1961



 Miron Białoszewski (1922-1983) - polski poeta, prozaik, dramatopisarz i aktor teatralny

Miron Białoszewski, fot. Janusz Sobolewski / Forum


Image description