"Odjazd"
Znów ufałaś – i wątpiłaś znowu
(krakało spłoszone zamykanie ramp)
gdy pod konstrukcjami z żelaza i szkła
stał się pociąg, fakt,
który tonowymi uderzeniami kół poza rozpacz wykraczał.
(krakało spłoszone zamykanie ramp)
gdy pod konstrukcjami z żelaza i szkła
stał się pociąg, fakt,
który tonowymi uderzeniami kół poza rozpacz wykraczał.
Parowóz
wlókł długi i ciężki twój żal.
wlókł długi i ciężki twój żal.
W płytkim świetle za wcześnie zapalonych lamp
świat jakby odziwaczał i stronił...
świat jakby odziwaczał i stronił...
- Załamał się w rozbitych bezdźwięcznie łzach.
Kształt twój mglił się i wietrzał,
między nami rozsnuwała się dal.
między nami rozsnuwała się dal.
I musnęło mnie, niknąc, pożegnanie twej dłoni
oddłoń powietrzna.
oddłoń powietrzna.
"Równanie serca"
Powietrze uduszono sztandarami.
Pod wszystkie triumfalne bramy
zbuntowani podkładają dynamit!
Pod wszystkie triumfalne bramy
zbuntowani podkładają dynamit!
Kim jestem? Wygnańcem ptaków.
Stół pod moim piórem wezbrawszy do samych krawędzi
przebiera swą miarę,
jak czołg, gdy ma ruszyć do ataku.
Dom już dziś płonie we mnie jutrzejszym pożarem,
serce atakuje mię prędzej.
przebiera swą miarę,
jak czołg, gdy ma ruszyć do ataku.
Dom już dziś płonie we mnie jutrzejszym pożarem,
serce atakuje mię prędzej.
Szrapnel pęka ze słupów latarni:
lampy zapalono na ulicach jednocześnie.
Dzień mija w zbrojnej pieśni żołnierskiej, rzęzi.
lampy zapalono na ulicach jednocześnie.
Dzień mija w zbrojnej pieśni żołnierskiej, rzęzi.
Z rudej trawy zjeżyły żebra poległych darń.
Żywy idę miastem będącym, a już tylko byłym.
Kim jestem? Wygnańcem ptaków.
Ogrody – Nów jak cierń wschodzący z gałęzi –
Świat beze mnie się spełnia wolny i bezczuły
i tylko liści jesiennych opada na głowę laur.
...abym już nigdy nie ucichł.
Kim jestem? Wygnańcem ptaków.
Ogrody – Nów jak cierń wschodzący z gałęzi –
Świat beze mnie się spełnia wolny i bezczuły
i tylko liści jesiennych opada na głowę laur.
...abym już nigdy nie ucichł.
Łagodny
każdą kieszeń obróciłbym w gniazdo dla jaskółek
odlatujących od ludzi.
każdą kieszeń obróciłbym w gniazdo dla jaskółek
odlatujących od ludzi.
"Jesień 42"
Nadciąga zagłada!
a ja kłonię gałąź jabłoni:
ukrywam się w podziwie...
a ja kłonię gałąź jabłoni:
ukrywam się w podziwie...
Oto
trzymam w dłoni jabłko tak prawdziwie,
że władam,
rzeczy tknięte moim wzruszeniem przytaczają się słownie –
trzymam w dłoni jabłko tak prawdziwie,
że władam,
rzeczy tknięte moim wzruszeniem przytaczają się słownie –
z każdym rokiem szybciej
planeta toczy mi się do rąk.
planeta toczy mi się do rąk.
Wola mistrzostwa dojrzała we mnie o rok.
Każde moje zdanie ma składnię uczucia.
Każde moje zdanie ma składnię uczucia.
Gdy dzień – jak odroczenie na dzień wykonania wyroku,
tym owocniej wypełniam go życiem
do dna nocy.Chwytam wasz strach, jak w potrzask, w błyskawiczny spokój.
Osobno – w walce spólnoty biorę udział.
tym owocniej wypełniam go życiem
do dna nocy.Chwytam wasz strach, jak w potrzask, w błyskawiczny spokój.
Osobno – w walce spólnoty biorę udział.
"Wieczór"
Te same gwiazdy wyszeptały wieczór jak zwierzenie.
Latarnie wyszły z ciemnych bram na ulicę i w powietrzu cicho stanęły.
Zmrok łagodnie przemienia przestrzenie
Ogrody opuściły swoje drzewa
szare domki znad rzeki - spłynęły.
W niskich brzegach śród olch płynie żal
Tylko horyzont uchyla nieba księżycem
i droga długo wiedzie we wspomnienie
i twoje dłonie sieją między nami dal.
Latarnie wyszły z ciemnych bram na ulicę i w powietrzu cicho stanęły.
Zmrok łagodnie przemienia przestrzenie
Ogrody opuściły swoje drzewa
szare domki znad rzeki - spłynęły.
W niskich brzegach śród olch płynie żal
Tylko horyzont uchyla nieba księżycem
i droga długo wiedzie we wspomnienie
i twoje dłonie sieją między nami dal.
Julian Przyboś (1901 - 1970) - polski, poeta , eseista, urodził się w rodzinie chłopskiej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz