Jednego serca! tak mało, tak mało
Jednego serca trzeba mi na ziemi,
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami moimi,
I oczy dwoje, gdzie bym patrzył śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętymi!\
Jednego serca i rąk białych dwoje,
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba.
Jednego serca! Tak mało mi trzeba ...
A jednak widzę, że żądam za wiele!
Z podróży Dunajcem
Już jasny księżyc na wodospadzie
Haftuje srebrem strumienia bieg,
I fala, co się do snu nie kładzie,
Lekko potrąca o skalny bieg!
Już ciemne lasy drzemią w oddali,
Szemrząc modlitwy wieczornej chór;
Dalekie echa głuchną na fali
I we mgłach toną podnóża gór.
Łódkę do drogi strumień kołysze
I pianą rosi nadbrzeżne mchy -
Płyńmy więc w ciemność i nocną ciszę,
W krainę cudów, marzeń i mgły.
Głowę swą oprzyj na mym ramieniu
I do księżyca obróć swą twarz
I oświecona w bladym promieniu
O widmie szczęścia dumaj i marz!
Ja będę śledził na twojej twarzy
Przelotnych marzeń ruchomą nić
I będę myślał: "Jak pięknie marzy..."
I zwolna zacznę o tobie śnić.
A tak cię sen mój sercem odmieni,
Że mi wykwitniesz, jak biały kwiat,
Pełen miesięcznych, drżących promieni,
Rzucony ze mną w fantazji świat.
I będę mniemał wtenczas wpółsenny,
Że na twych marzeń tęczowym tle,
Widzę uczucia odblask promienny
Płynący ku mnie na srebrnej mgle...
A kiedy jeszcze fala zdradziecka
O kamień naszą potrąci łódź,
To ty z przestrachem trwożnego dziecka
Na mnie wzruszone spojrzenie rzuć!
I do mnie bliżej pochyl się cała
I ujmij silniej braterską dłoń,
Ja będę myślał, żeś ty zadrżała
W mojego serca spojrzawszy toń...
A kiedy dalej wypłyniem zwolna
Na wód leniwych spokojny szlak,
Może pomyślę, żeś kochać zdolna
I że mi łezkę rzucasz na znak!
Więc płynąc znowu w girlandach piany,
Co się roztrąca o progi skał,
Wyszepnę przez sen, żem zakochany
I żem ci serce na wieki dał.
Tak rozmarzeni oboje ciszą,
Pijąc tęsknotę i nocny chłód,
Wymienim słowa, które usłyszę
Fale i duchy leniwych wód.
I w księżycowych blasku promieni,
Rwąc kwiaty marzeń na srebrnej mgle,
Uwierzym, żeśmy sercem złączeni
W pierwszej miłości rozkosznym śnie.
Lecz gdy przybijem wreszcie do brzegu,
Rzucając miejsce czarownych scen,
Wtenczas o dobrym myśląc noclegu,
Poznamy wkrótce, że to był sen!
__________________________
Żyć to nie znaczy iść przez róże
sięgać po laury, zbierać oklaski
żyć to znaczy przetrwać wszystkie burze
i dotrzeć tam gdzie świecą ideałów blaski
Adam Asnyk - (1838 Kalisz - 1897 Kraków) - polski poeta i dramatopisarz, w czasie powstania styczniowego członek Rządu Nardowego



